Data wydania: 7 lutego 2018
Liczba stron: 320
Kategoria: Literatura obyczajowa
Moja ocena: 3/6
W szpitalu psychiatrycznym, zwanym pałacem świrusów, poznają się cztery kobiety, leczące się na depresję, nerwice i inne choroby nerwowe. Róża, Renata, Zosia i Magda są niezawodnymi przyjaciółkami, które nie tylko mogą na siebie liczyć, ale czasem rozumieją się bez słów. Po opuszczeniu oddziału, spędzają ze sobą bardzo dużo czasu i robią wszystko, by tam nie wrócić.
Co zrobią przyjaciółki, gdy jednej z nich wali się świat? Na jaki pomysł wpadają i czy uda im się wyciągnąć ją z dołka?
Książkę wypożyczyłam z biblioteki z wielką radością i sporymi oczekiwaniami co do niej. Stała na półce z nowościami i miała ładną, zachęcającą okładkę. Czy książka spełniła moje wymagania? o tym już za moment :)
Z Martą Osą nie miałam okazji spotkać się wcześniej podczas lektury jej innych książek (z portalu lubimyczytac.pl wynika, że napisała ich jeszcze trzy) i nie wiem kompletnie nic o Autorce, gdyż ani na okładce nie ma żadnej notki o niej, ani na wspomnianym już wcześniej portalu.
Co do samej książki to jest to typowa obyczajówka o losach czterech koleżanek, które w ramach terapii i odstresowania wyjeżdżają do Austrii. Spędzają tam bardzo aktywnie wolny czas i mają przy okazji liczne przygody. Wśród pięknych alpejskich widoków przyjaciółki dowiadują się wiele nie tylko o otaczających ich ludziach, ale o wiele lepiej poznają siebie same. Kobiety delektują się tamtejszymi przysmakami regionalnej kuchni i odkrywają tajemnice z przed lat.
Na okładce widnieje zdanie: „O kwiatkach i wariatkach… Opowieść strażniczki zegarów” to historia o przyjaźni i miłości, która nikogo nie pozostawi obojętnym. Mogę się zgodzić jedynie z częścią tego stwierdzenia, faktycznie jest to opowieść o miłości i przyjaźni, ale żeby mnie nie pozostawiła obojętnym to nie powiem. Przypuszczam, że za kilka tygodni nie będę już zbyt wiele z niej pamiętać. Jednym słowem książka nie wywarła na mnie jakiegoś szalonego wrażenia. Jak dla mnie zwyczajna obyczajówka, rzeczywiście przyznaję, że klimat książki był miły: piękne krajobrazy alpejskich łąk i gór, ale po za tym to nic ciekawego. Nawet specjalne zainteresowanie Autorki tamtejszą kuchnią nie robiło na mnie wrażenia, w ostatniej części książki, są nawet zamieszczone przepisy dań opisanych na kartach powieści. Co do bohaterek to też jakoś nie specjalnie przypadły mi do gustu. Wszystkie miały oczywiście problemy osobiste, leczyły się psychiatrycznie i na początku nawet nie odróżniałam jednej od drugiej. Tylko dla tego, że co jakiś czas w skrócie Autorka przypominała historię każdej z nich i powtarzała opis wyglądu, mogłam się jakoś odnaleźć i połapać o kogo chodzi, co i jak. Nie zżyłam się z bohaterkami i nie specjalnie zapałałam do nich sympatią. Czasem ich zachowania mnie męczyły i wręcz irytowały, a nie śmieszyły, jak za pewne miała na celu Autorka. Jedna z bohaterek przeżywa swoistą przemianę, oczyszczenie duszy, czy coś takiego, jakoś mi się to nie podobało.
Książka, choć niezbyt dużych rozmiarów, to była czytana przeze mnie przez długi okres czasu. Na początku nie mogłam się w nią jakoś wgryźć, a później odkładałam ją momentami, gdyż mnie nudziła. Owszem zdarzały się nawet zabawne momenty, ale nie na tyle, żebym mogła napisać, że książka mi się podobała. Według mnie, to czasem co za dużo to nie zdrowo, myślę, że za wiele wątków było poruszonych w tej książce i to wszystko było jakieś takie nie bardzo. Mamy opisane historie trzech koleżanek, następnie nowo poznanej Polki w tamtejszej gospodzie, jej pracodawczyni, której historia sięga losów jej matki czy babki nawet, następnie pojawia się czwarta koleżanka, dodatkowo jeszcze sąsiadka, nowy amant jednej z koleżanek, a żeby tego było mało w rezydencji przy gospodzie urzęduje upiór, który je straszy i pilnuje skarbu, jest odprawianie egzorcyzmów i wypędzanie złych duchów ze starego zegara i w ogóle... Ja lubię jak się dużo dzieje i nie jest nudno, ale tu zdecydowanie się działo i to zbyt dużo a i tak czytać mi się za bardzo nie chciało. Zakończenie również nie było porywające i dość przewidywalne.
"O kwiatkach i wariatkach... Opowieść strażniczki zegarów" to książka, której niestety nie zaliczę do najlepszych książek jakie przeczytałam, ale może ktoś znajdzie w niej coś co go urzeknie i dopatrzy się głębszego sensu i głównego przesłania o tym jaka to jest piękna miłość i przyjaźń w każdym wieku.
raczej nie dla mnie. wydaje się być płaska i nijaka, i skoro ciebie znudziła nie wierzę, abym ja miała inne odczucia.
OdpowiedzUsuńKażdy ma inny gust :) Może Tobie akurat się spodobałaby :)
UsuńDzięki za odwiedziny na moim blogu. Co do tej książki - nie wpisuje się aktualnie w moje czytelnicze klimaty, ale kto wie. Pozdrawiam z Ponidzia zasypanego śniegiem :)
OdpowiedzUsuńRozumiem :) Również pozdrawiam !
UsuńSzkoda że książka jest nudna, bo bardzo lubię fabułę osadzoą w szpitalu psychiatrycznym, ale raczej się nie skuszę na ten tytuł. 😊
OdpowiedzUsuńTylko, że akcja toczy się już po wyjściu ze szpitala. Na początku ksiązki jest tylko wzmianka, że bohaterki się tam poznały.
UsuńWydaje mi się taka troche beztroska? W kazdym razie książka nie w moim klimacie ale fajnie, że u Ciebie się sprawdziła :)
OdpowiedzUsuńMoże wpadniesz do mnie na bloga i zostaniesz tam na dłużej? Odwdzięczę się :)
Zapraszam https://ispossiblee.blogspot.com/2018/12/christmas-wishes.html
No właśnie, że się u mnie nie sprawdziła :( Chyba niezbyt uważnie doczytałaś moją recenzję, bo raczej mi ta książka nie przypadła do gustu....
UsuńO, dziękuję za "ostrzeżenie" :) Czasem na podróże szukam czegoś lżejszego, a już wiem, żeby tej książki w ogóle nie brać pod uwagę :) Pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńDokładnie, jest wile lepszych książek do przeczytania :)
UsuńRzadko sięgam po obyczajówki, muszę być naprawdę dobrymi powieściami, a ta tutaj raczej zalicza się do średniaków.
OdpowiedzUsuńPozdrawiam,
http://tamczytam.blogspot.com
To ja sobie odpuszczę. Mam dużo teraz książek do nadrabiania, więc chyba tej nie mam co żałować :D
OdpowiedzUsuńBuziaki,
coraciemnosci.pl
Nawet po krótkim opisie fabuły widzę, że za dużo się tam dzieje. Nie lubię, kiedy ktoś miesza gatunki. Jak obyczajówka, to obyczajówka, z emocjonalnymi problemami bohaterów, ich miłostkami i zdradami. Duchy i upiory lepiej zostawić powieściom grozy, horrorom i fantastyce.
OdpowiedzUsuńSzkoda, że tak słabo wypadło bo o "wariatkach" ze szpitala psychiatrycznego miałam ochotę poczytać ;P ale fakt jak w niedługiej książce za dużo się dzieje i postacie nie są odpowiednio charakterystyczne, by je odróżnić to książka staje się męcząca.
OdpowiedzUsuńraczej w tym momencie po nią nie sięgnę :)
OdpowiedzUsuńLubię obyczajówki, ale wolę takie z tłem historycznym albo z jakimś dramatem, kryminałem, no coś ostrzejszego :) Ta mnie nie zaiteresowała :)
OdpowiedzUsuńJakoś nie do końca jestem przekonana.
OdpowiedzUsuńSerdecznie pozdrawiam.
www.nacpana-ksiazkami.blogspot.com
To musi być bardzo piękna opowieść....
OdpowiedzUsuń